niedziela, 8 stycznia 2012
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki/cytaty
-------------imię i znamię
gdzie jesteście moje baranki chodziłem za wami ale was nie upilnowałem
nie ma to jak komuś odpierdoli we wsi z miejsca robi się weselej
śmierć nie skrada się od lalki do lalki
nie jest to takie pewne że śmieć nas nie dotyczyła
czytałem gdzieś o buractwie wewnętrznym ale nie wiem skąd ono sie bierze
otóż poeta zrobi wiersz z każdego ździebka choćby z nekrologu
poezja bowiem domaga się (niczym modlitwa za zmarłych) wciąż nowych imion
skupić się bodaj na jednym imieniu
matki mojej nie widziałem przy zdrowych zmysłach
przeklinam jej cień na drodze do własnego ochędóstwa
tylko między piętrami otwierają sie im paszczopyszki
nie mogłem ścierpieć rzeczy aktualnych bądź nieaktualnych
wykrzyczałeś nazwy starych hotelików krakowskich
piersi uchodziły za absurd pod jej letnią sukienką
nie wiem kto się nim zajął kiedy wypadłem z obiegu
umieraj i tańcz póki jeszcze jesteś przy mnie
w nieuznawaniu poezji w przeciwieństwie do kina
musieliśmy przed nimi i przed sobą uciekać w głąb lasu
nie bała się wilków choć jagód nigdy nie można najeść się do syta
dlatego że przyszła znikąd postanowiła pokazać mi i przekazać polszczyznę
zaczęli mnie zwalczać słowo po słowie
siłą rzeczy hniłki były najważniewjsze
kto nas okrada nie tylko z obłoków i nie tylko z imion
nie tak kusiła ciemna choroba matki
nigdzie już nie byłem u siebie tylko na dworcu
wracając do przysiółka napomykam o przemijaniu
jestem poetą współczesnym uwikłanym w niejedno brzydkie słowo
to był młodzieniec najpiękniejszych nadziei
każda agresja mojego spolonizowanego ojca
odmawia mi pięknego dwuczłonowego nazwiska
na zewnątrz znajdują sie psy a wewnątrz szczenięta
każda agresja mojej matki miała miejsce w języku ukraińskim
dokarmiam wszystkie wyimaginowane psy
trzeba bowiem by śnieg zachował imiona naszych przyjaciół
każdy z nas (gdy tylko chciał) leciał wyłącznie witkacym
w oderwaniu od wódki i zagrychy nie byliśmy znowu tacy piękni
w ogrodzie szwajcarskim byłem popychany na powrót do ojczyzny
poezji polskiej dawnej i współczesnej nie da się przelecieć w jedną noc
mogli wyrazić swą intymność w oderwaniu od rodzinnej wioski
miałem bowiem wielkie szczęście do ludzi
o nieprzydatności poezji wiem od kobiet krzyczących za matką
potwierdzę nadaremność poezji
niechaj wasze imiona nigdy nie przestaną nas kręcić
-------------nenia
w moim małym domku zamieszkała niewiara
przysięgam schizofrenia jest jak pies bez kości
gwiazdo niespełna rozumu ludzkiego
moja matka kościół zbyteczny
krzyk jerst powrotem do matki
w lubelskich domach publicznych moich przyjaciół
zamykanie oczu to kłamstwo
należy od nowa przywitać się ze śmiercią
szedłe mza twoją trumną aż po dzień dzisiejszy
to jest brzuch doskonały na każdą okazję głodu
-------------peregrynarz
przyjaciele nie umierają na raka odbytu
dławiąc sie sobą idzie prosto do nieba
genetliakon
--------------młodzieniec o wzorowych obyczajach
pijemy alkohol na żydowskim cmentarzu
--------------liber mortuorum
teraz mam usta pełne poziomek
twoja matka jest piękna odkąd choruje
kobieta nie zapomina że jestem mężczyzną
samotność jest jak wizyta u ginekologa
ponieważ umarłeś piszę do ciebie pierwszy
-----------kamień pełen pokarmu
zamknie się wnet niebo jak wieko trumny
dni płyną korytarzem tylko jednej małej rzeczki
słychać go przy każdym odplunięciu
codziennie umiera ponad 1000 chorych
----------przewodnik dla bezdomnych
jesień już panie a ja nie mam domu
wsłuchuj się w przeszłość
płomieniom zabiera się każdy dzień pobytu
przemierzaliśmy miasta w obojętności wielkiej
opowiem ci o śmierci w moim niedoskonałym języku
nigdy nie byłem tak blisko czyjegoś umierania
nie to jest ważne ile przepłaciłem
kiedy zaczynałem pisać wiersze wierzyłem że to minie
śmierć jest po nas jak deszcz wiosenny
kość o kość pocierając ażeby było mnie więcej i więcej
ja go nigdy nie nauczyłam ładnie smarkać
to tu w tym mieście nauczyłem się siusiać
rozmawiam z twoją śmiercią
z ust największych pijaków
---------daleko stąd zostawiłem swoje dawne i niedawne ciało
jesień już panie daleko stąd
zwymiotowała treść niejednego wiersza
wyjechałaś z miasta w którym nikt ci nie umarł
-----------przyczynek do nauki o nieistnieniu
już jako panny na śiat były zawzięte zachłanne
każdy ubytek odnotowując jak błyskawicę na niebie
w tym przygranicznym miasteczku mają dwie księgarnie i dwa cmentarze
kamień cię nie wymyśli na podobieństwo kamienia
jadłbym truskawki z panią bibliotekarką
zanim ktokolwiek zdąży nas znienawidzić
słońce uproszę jutro na wasze wesele
jutro się wyjaśni czy suknie mojej matki pójdą w obce ręce
zeświniłeś sie mój synku przeto zeświniło się moje ciało
o poezji rozmawia się najlepiej przy oskrobanych młodych ziemniakach
moja matka nie rodziła mnie w ciemno
kiedy ja byłem żydem on był śmiercią
---------dzieje rodzin polskich
nawet sny docierają do nas uszkodzone
mała destabilizacja
chciałbym sie mylić względem każdej zmarszczki
śmierć się w nim zagnieździła
do trupa ktoś dodał ski jakby to było zabawne
od niepewności trzymaj mnie panie jak możesz z daleka
śmierć prowadza się z nami kupą
poeta przed śmiercią poprosił o słoiczek malin
jesteś już niepotrzebny w moim mieszkaniu
przyjść w jedne jbliźnie ciała to otworzyć się na grzech
gram w tej samej wciąż drużynie która się rozpadła po pierwszym gwizdku
---------piosenka o zależnościach i uzależnieniach
przychodzą do mnie ludzie których dzisiaj już nie ma
matka ocet piła z braku denaturatu
istotą poezji jest nie tyle zasadność co bezzasadność napomknień i powtórzeń
z jezykiem trzeba twardo
jeszcze nie umiem słowa polska
ksiązki nie są nam już potrzebne
księgozbiory nie są nam dziś potrzbne
przestałeś uczestniczyć w eksperymencie materialnym
współczesna poezja polska to nekrologi
niech ci się śnią białe łąki w alpach i zielone na kaszubach
łojko-rzędziewski maciej-dobrogojski
nie wiadomo jednak o czyje przyrodzenie chodzi
10 palców czyli 10 prosiaków schzofrenii
po śmierci mojej matki zginęły dwie łyżeczki
z młodszym od siebie nie idź do komnaty
nie napisałem wiersza o wydźwięku politycznym
machnąłem utwór polityczny ale mi wyszedł paw
przegiąłem pałę w stronę tej samej płci i wyszedł mi sonet
każdy poeta jest zbokiem
powrót jest nazbyt skomplikowany
mężczyźnie ze swego rogu obfitości siusiają do pisuaru
nie ugasisz tej wielkiej pochodni w ustach przyjaciela
nie narażaj sie śmierci słońcu ciemności wodzie
nie narażaj sie śmierci gdy zamkniesz oczy i bardzo powoli otworzysz je na siebie
---------rzeczywiste i nierzeczywiste staje sie jednym ciałem
lecz to nie wchodzi w zakres tego wiersza
weryha-darowska
jest więcej poetów aniżeli wszystkich drapieżników
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz